poznaj samego siebie i zacznij żyć pełnią życia

piątek, 24 września 2010

Pierwotna rana

Autorem artykułu jest Krzysztof P. Kina



Pierwotna rana to nasz ból egzystencjonalny wokół którego zbudowaliśmy całe nasze życie. Wygląda na to, że 99% społeczeństwa otrzymało w dzieciństwie taką ranę, która kształtuje późniejsze całe życie. Te rany to zazwyczaj ból odrzucenia, ból rozłąki. To kopniak w serce młodego człowieka od najbliższych. Całe to zdarzenie młoda psychika obudowuje później skomplikowanym system obronnym i stara się zapomnieć o tym wszystkim i generalnie jej się to udaję. Nigdy nie wiemy co nas boli i dlaczego, po co. Za to doskonale są widoczne efekty tego kopniaka. Nieśmiałość, bierność. agresja, strach, niemoc, brak wizji, celu - marne życie. Cały wic polega na tym aby poznać ten problem i go uzdrowić. Spojrzeć na niego nie oczami małego nierozumiejącego dziecka tylko oczami świadomej, pełnej miłości osoby, która na dodatek wie, że to było dla niej na danym etapie najbardziej odpowiednie i niesie ze sobą skarby.

Odkryć takie rzeczy nie jest łatwo. Wymaga to wielkiego serca i chęci i… odwagi. Zazwyczaj gdy się sięga do tej rany pojawia się wielki ból, strach, rozpacz… ogromne emocje targają człowiekiem. Takie, że po prostu chce się uciec i nic z tym nie zrobić. W końcu żyje się już tyle lat i jakoś się z tym nauczyło żyć więc… ale uwolnienie się od swego pierwotnego bólu, od przyczyny wszelkich problemów, zachowań, reakcji i zrozumienie swego życia jest tak diametralną i radykalną zmianą życia, że każdy jak już to zrobi to się wręcz zachwyca i bije się w głowę dlaczego do tej pory tego nie zrobił. Jak mógł tak długo żyć w takich katuszach?

Raną może być na przykład odrzucenie w dzieciństwie przez Ojca. Jest to najczęstsza przyczyna naszego pokręconego życia. Ojcowie w Polsce i chyba też na świecie, nie zdają sobie sprawy jak wielką rolę pełnią dla swych dzieci. Ojciec odpowiada za uziemienie, za poczucie bezpieczeństwa, za kontakt z rzeczywistością, twórczość, kreatywność i… moc, siłę. Oczywiście, że z pustego i Salomon nie naleje, więc problem jest wielopokoleniowy. Ojcowie szli na wojny i ginęli, dzieci się wychowywały same bez odpowiednich wzorców, popełniały błędy, nie nauczone miłości przekazywały swą niewiedzę dalej i tak się temat pogłębia. Obecnie większość ojców i matek to też wystraszeni ludzie, oderwani od Rzeczywistości i przeświadczeni o swej samotności o konieczności walki o przetrwanie i życie płodzą takich samych jak oni. A w tych czasach się to wyjątkowo nasila.

Zadana rana odrzucenia sprawia, że młody człowiek zaczyna sobie myśleć: coś ze mną jest nie tak skoro nawet najbliżsi mnie nie kochają, skoro nie chcą ze mną rozmawiać i mnie unikają, jestem jakiś trefny, wybrakowany, coś jest ze mną nie tak… a ponieważ tak myśli więc i tak się też staje… Brak świadomości u rodziców sprawia, że nie dostrzegają przyczyny problemu tylko widzą skutek - jego autodestrukcje, jego zaniżone poczucie własnej wartości, słabe wyniki w szkole, jego niegrzeczność, bunt, jego nieśmiałość, bierność i brak aktywności - życia. Co się dzieje? Zamiast dostarczyć tego czego brak - miłości i zainteresowania, ciepła i życzliwości, przyjaźni, oni dorzucają mu obowiązków, może karzą, robią awantury i wyrzutu, młoda psychika robi się jeszcze bardziej zamknięta i zatwardziała. Problem, pierwotna rana jest już tak głęboko zakopana, że nie widać jej zupełnie. Nie wie o niej nikt. Widać tylko jej skutki…

Wyjście znajdzie się jeżeli rodzice się zorientują, przeczytają jakiś artykuł, posłuchają jakiejś audycji, obejrzą coś w telewizji, coś, co zmieni ich patrzenie na tę sytuację i zaczną odkręcać temat. Choć ranę taką głęboką, w dziecięce serce ciężko bardzo jest odkręcić bez prawdziwej miłości, a do takiej prawdziwej miłości trzeba chyba dorosnąć. Nie każdy jest zaraz po urodzeniu na takim etapie życia, aby mógł widzieć w takich wibracjach sprawę. Jeżeli nie, to musi to wypracować czyli rozwijając się i zdobywając wiedzę i doświadczenia życiowe, wykształcić w sobie umiejętność kochania bezwarunkową, czystą miłością. Otwierać się na Nią. Jest Ona zdecydowanie inna niż ta, którą się obdarzają zakochane pary. Taka miłość świadoma jest właśnie uzdrowieniem dla każdej rany i jeżeli jej światło prześwietla sytuację, związek to wszystko staje się jasne i nic nie boli. Zgłębienie takiej miłości jest naszym życiowym celem.

Pierwotna rana - ból istnienia wywiera wpływ na całe nasze życie i jest to wpływ nieświadomy. Determinuje nasze związki, wybory, pracę, warunki w domu, szkole, na urlopie, wszędzie i zawsze. Jest to główny program naszego życia i z nim musimy się zmierzyć, jeżeli chcemy prawdziwie żyć.

Zazwyczaj tej części siebie unikasz, wstydzisz się jej. Starasz się nie wywoływać sytuacji, które by mogły ją przypomnieć ale ona cały czas o sobie daje znać, bo takie jest nasze życie, że wszystko co brudne dąży do oczyszczenia, wszystko co nieświęte do uświęcenia i całe nasze życie do tego zmierza. To, że żyjesz sobie spokojnie, pomimo wielkiej Twej rany, właśnie odrzucenia ze strony ojca, świadczy tylko o tym, że zablokowałeś się na zmiany i nie chcesz nawet słyszeć o nich. Odcinasz się i barykadujesz na swojej wierzy pozorów do póki Cię jakaś choroba nie powali. W takich przypadkach świat działa albo przez chorobę Twoją lub Twych najbliższych albo przez jakieś nieszczęście, bankructwo, rozwód, cokolwiek co tylko jest w stanie Tobą wstrząsnąć i sprawić, że zaczniesz szukać odpowiedzi i zadasz pytanie… po co?

I wstydzisz się części siebie i pogardzasz nią widząc ją w innych ludziach. Projektujesz swój ból na innych widząc na nich swoje grzechy, przywary to wszystko czym tak pogardzasz. Obwiniasz, oskarżasz, poniżasz, a to wszystko robisz tak naprawdę sama sobie, sama siebie oskarżasz i niszczysz powodowana właśnie tym pierwotnym, nieuleczonym bólem. Pętla się zaciska, sił zaczyna brakować, jesteś sama na swej wierzy, opuszczona jak niegdyś przez swego ojca, zdradzona przez wszystkich, sama, dzielna, romantyczna, walcząca…. ginąca za swe ideały, kupione od najbliższych, którzy sami przez nie umarli. Brakło Ci miłości w dzieciństwie co wywołało Twoje przeświadczenie o tym, że świat jest okrutny i zły i że życie w nim to samotna walka i że na pewno zginiesz. Sprawia Ci ono jednak pewną satysfakcję. Tak, przecież masz rację. To jest radość i pociecha. Tonący brzytwy się chwyta. Jednak nie jestem taka zła, bo mam przynajmniej w tym rację, Świat jest do niczego i zły, nikt mnie nie przekona, że jest inaczej… Prędzej umrę niż pozwolę się przekonać. Nie odbierajcie mi ostatniej mej radości, mej siły. Nawet to mi chcecie zabrać? Jedne co mam? Moje przeświadczenie o tym, że jest ze mną tak źle? Że świat jest taki, a nie inny? To kim ja będę jak i to okaże się kłamstwem? Kim, po co? Ostatnia bańka pryska. Dalej już beznadzieja… Pustka…. Straszna, samonapędzająca się spirala bólu, od której ciężko się wyzwolić. Przypomina to sytuację umierającego z pragnienia, który pływa w słodkiej, pitnej wodzie… Jedyny jego ból to to, że nie wie o tym…

Co robić w przypadku gdy się stwierdzi, że działa na nas właśnie taka niezagojona rana? Parę rzeczy dobrze jest wiedzieć, polecam artykuł “dobrze jest wiedzieć, że…” i “filtry i schematy naszej podświadomości”, a także literaturę fachową, a póki co to wiedz, że wszystko Ci sprzyja i zmierza do Twego dobrego, spełnionego życia. Zmierza do tego byś był szczęśliwy(a) bo taki jest plan dla nas, dla naszego życia. Jedyne co przeszkadza naszemu szczęściu, to my sami ze swym brakiem pozwolenia na nie, na własne szczęście, bo właśnie przez ogromne poczucie winy nie dajemy sobie prawa do niego. Czujemy się niegodni, mali, grzeszni, niezasługujący na miłość i nic dobrego, itd.

Uwolnij się od swego przekonania o swej grzesznej naturze o swym złym charakterze. Wiedz, że jesteś stworzona przez doskonałość i jesteś jej nieodłącznym i niezbędnym, wyjątkowym i niezwykle cennym elementem. Jesteś jedno z doskonałością świata i Ty masz moc i siłę, aby tę jedność przejawić. Ta Jedność to siła, piękno, mądrość, szczęście i wielka radość. Nasze życie jest właśnie takie i teraz nadszedł wreszcie czas na pełne tego zamanifestowanie. Teraz jest czas przebudzenia, oczyszczenia i odkrycia własnego życia, własnej drogi życiowej i każdy ją odkryje, wsześniej czy później ale uwierz, nie ma co zwlekać, bo piękne rzeczy przed nami podczas gdy my się babramy w błocie.

Na konie jeszcze coś takiego: diamenty rodzą się w ciemnościach i pod wielkim ciśnieniem. Ty jesteś takim diamentem. Odkryj tę Prawdę o sobie i świeć diamentowo czystym Światłem. Taka jest Twoja natura i prawdziwa Twarz.

ps, po pomoc, wiedzę zapraszam na wymienione strony i na forum drogowskazu
---
Drogowskaz - do świadomego Życia...
Oridea.net - Inspiracje

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz